Dzisiejszy wpis jest streszczeniem rozdziału "Szczepionki - wielkie oszustwo", pochodzącym z drugiej części książki Jerzego Zięby pt." Ukryte Terapie. Czego Ci lekarz nie powie".
Autor książki, choć nazywany w mediach antyszczepionkowcem, wcale nie nawołuje, aby dzieci nie szczepić; uważa, że każdy rodzic powinien mieć prawo zaszczepić bądź też nie szczepić. I nie powinno być mowy o żadnych karach pieniężnych za to, że ktoś dziecka zaszczepić nie chce (tutaj można szukać pomocy: klik, klik).
"Szczepionki są zarejestrowane jako leki! Ale leki podaje się wtedy, kiedy już choroba wystąpi. Nie ma choroby - nie ma leczenia. Pytanie: jakie choroby zakaźne wieku dziecięcego należy leczyć szczepionkami? (...) Czy nie mamy tutaj do czynienia z oszustwem (...), dlaczego coś, czego nie stosuje się jako lek, mimo to jest zarejestrowane jako lek?". Autor wyjaśnia, że gdyby szczepionki nie były zarejestrowane jako lek, nie podlegałyby refundacji, czyli jeśli nie wiadomo, o co chodzi... to chodzi o pieniądze. Jeśli rodzice mieliby kupować szczepionki za duże pieniądze to ich sprzedaż byłaby niewielka.
Ale jeśli firma farmaceutyczna chce wprowadzić na rynek jakąś substancję to musi wykonać badania kliniczne, które trwają 5 - 8 lat, czasem dłużej. "Będąc lekiem, szczepionki powinny więc spełnić warunki takie, jakie są narzucone innym lekom (...) Niestety tak nie jest. Nie widziałem nigdzie prawdziwych badań klinicznych dotyczących skuteczności, a przede wszystkim bezpieczeństwa szczepionek podawanych noworodków w pierwszej dobie po urodzeniu! A przecież wiadomo, że noworodek nie posiada bariery krew - mózg chroniącej jego mózg przed toksynami. Mózg tak maleńkiego dziecka zostaje poddany działaniu bardzo silnych toksyn - bo przecież substancji zawartych w szczepionkach nie można nazwać eliksirem zdrowia". Skoro zatem nikt szczepionek nie bada to jak ustalić rzeczywisty poziom ryzyka? Jerzy Zięba sugeruje, że gdyby takie badania miały miejsce to szczepionek w użyciu by nie było.
Szczepionki mają w swoim składzie związki rtęci (utrudnia dopływ tlenu do komórek, co często daje syndrom ciągłego zmęczenia), aluminium (bardziej toksyczne niż rtęć), formaldehyd (zaklasyfikowany jako substancja wywołująca nowotwory).
Autor przytacza przykład dr Andrew Wakefielda, który wziął kalendarz szczepień (każdy rodzic wie, o czym piszę - dostajemy taką ulotkę w pierwszych dniach życia dziecka albo podczas pierwszej wizyty w przychodni) i zgodnie z nim zaszczepił małpy. W rezultacie małpy miały poważne problemy rozwojowe. Ktoś powie - to tylko małpy! Ale skoro małpy tak zareagowały to nikt nie może nam obiecać, że sytuacja nie powtórzy się u ludzi...
Z kolei dr Andrew Moulden "pokazał, że podanie KAŻDEJ szczepionki dziecku czy osobie dorosłej powoduje mikro udary mózgu. Wykonał ponad 5000 fotografii twarzy dzieci, na których były widoczne zmiany poszczepienne. To, co pokazał, PRZERAŻA!".
Część niekorzystnych skutków z czasem zniknie, część niestety nie. Skutki uboczne są niestety rzadko zgłaszane (to zaledwie od 0,5% do 5% przypadków!). Na dodatek wielu rodziców przed szczepieniem nie zostaje poinformowana o składzie szczepionki... Jeśli już mowa o składzie szczepionek to usiądźcie, proszę, i przeczytajcie ten fragment (mnie zmroził na długo): "Kilka lat temu przedstawicielka jednego z wielkich koncernów farmaceutycznych produkujących szczepionki została zapytana, co jest w ampułce ze szczepionką. Zgodnie z prawdą odpowiedziała, że jest tam wirus i różnego rodzaju substancje "pomocnicze", jak np. formaldehyd, związki rtęci, aluminium". Potem dodała jeszcze, że nie można wykluczyć, iż w szczepionce znajduje jakiś nieznany wirus, onkogen (coś, co może spowodować rozwój nowotworu). Kiedy zapytano ją, dlaczego to wszystko może się w szczepionce znajdować odpowiedziała: "Ponieważ metody filtracji, jakimi w tej chwili dysponujemy, są na tyle niedoskonałe, że nie mogę z całą pewnością powiedzieć, że w szczepionce nie znajdą się jeszcze jakieś inne substancje biologicznie aktywne". Jesteście tam jeszcze??
Szczepionki wykonuje się na bazie żywych tkanek, np. "z małpy, z jaja czy też z dzieci, które poddano aborcji. Dlatego nikt nie jest w stanie zapewnić biologicznej czystości i biologicznej powtarzalności szczepionek".
W rozdziale tym Jerzy Zięba mówi na ten temat wiele więcej. Myślę, że warto przeczytać go od deski do deski.
Jeśli rodzic zdecyduje się dziecko zaszczepić, autor podsuwa mu kilka rad. Myślę, że warto o nich wspomnieć, mówi bowiem:
1. Zbadaj dziecko u 2 pediatrów i poproś o potwierdzenie na piśmie, że dziecko jest ZDROWE.
2. Przed szczepieniem zrób dziecku badania (poziom witaminy D3, fibrynogen, CRP, pełną morfologię).
3. Odwiedź 2 psychologów, aby na piśmie uzyskać informację, że dziecko rozwija się prawidłowo.
4. Nagraj kilka filmików, kiedy dziecko jest w ruchu (zabawa, chodzenie, bieganie, ale także mówienie itp.).
5. Sfotografuj buzię dziecka przed szczepieniem i minimum przez miesiąc po szczepieniu (CODZIENNIE).
6. Przed szczepieniem i od razu po nim podaj dziecku witaminę C (w dawce ustalonej przez lekarza).
7. "Jeśli się da, natychmiast usuwać metale ciężkie!".
Żałuję, że nie miałam takiej wiedzy 5 lat temu! Pewnie inaczej potoczyłoby się życie mojego syna, bo mam wewnętrzne przekonanie, że problemy skórne, które nękają go od urodzenia, mają związek ze szczepieniami, które przeszedł.
Ale wtedy stałabym w punkcie bardzo odległym od tego, w którym jestem teraz i nie byłoby tego bloga... Wierzę, że wszystko jest w życiu po coś, a Wszechświat - jak kiedyś przeczytałam - zsyła nam tylko takie problemy, z którymi będziemy potrafili sobie poradzić...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Ci, którzy tego bloga odwiedzają, czego mi życzą, niech i sami mają :)